Spotkania ze św.Mikołajem


Grudzień to wyjątkowy miesiąc. Pełen pięknych chwil przeżyć i wzruszeń. Również dlatego, że w tym okresie – mam wrażenie ludzie są dla siebie milsi. I choć męczą mnie świąteczne przygotowania to jednak bardzo lubię nastrój, który towarzyszy nam właściwie już od pierwszych dni grudnia. Lubię udekorowane witryny sklepów i świąteczne piosenki, które rozbrzmiewają w sklepach czy w radiu. I wcale nie przeszkadza mi, że można usłyszeć je już na początku grudnia. Ani to, że w sklepach już w listopadzie można kupić rzeczy do dekorowania domu. Wszystkim wydaje się, że to za wcześnie, ale ja nie do końca się z tym zgadzam, bo gdy chce się samemu przygotować dekoracje trzeba zacząć już dużo wcześniej. A ja staram się jak najwięcej dekoracji wykonać sama. Bardzo to lubię. Cieszy mnie każda rzecz, którą zrobię. Nie ważne czy jest to wieniec, choinka, stroik czy zwykła ozdoba na choinkę. A ponieważ jest to bardzo czasochłonne staram się zaczynać jak najwcześniej by te ostatnie dni przed świętami móc poświecić na te bardziej przyziemne przygotowania.
Ale dziś chciałam pisać o czymś zupełnie innym, a mianowicie o św. Mikołaju.
Pora trochę powspominać.

 W moim domu rodzinnym zawsze obchodziło się mikołajki. I nie chodzi mi tylko o dawanie sobie prezentów, ale o całą tą otoczkę związaną ze spotkaniami z św.Mikołajem.
Od najmłodszych lat pisałam listy do Św. Mikołaja (a gdy jeszcze nie umiałam pisać robiło to za mnie starsze rodzeństwo) i co roku deklarowałam że będę czekała na przybycie św. Mikołaja choćby do rana! Niestety najczęściej Mikołaj przychodził, gdy zapadałam już w objęcia Morfeusza. Na drugi dzień rano nie miało to już jednak znaczenia, bo prezenty, które znajdowałam wynagradzały mi fakt, że Mikołaja nie widziałam. Czasami jednak zdarzało się, że przychodził osobiście i wtedy …..bardzo mnie onieśmielał. Bywało też tak, że w naszym domu miały miejsce zabawne sceny, jak np ta:  tato zziajany i zdyszany dosłownie wpadał do domu, z workiem pełnym prezentów, mówiąc, że w drodze do domu spotkał Mikołaja, który niestety tak się spieszył, że nie mógł osobiście dostarczyć nam prezentów i korzystając z okazji, wręczył je tatowi. Oczywiście we wszystkie te historie wierzyłam i słuchałam ich z wypiekami na policzkach dopytując rodziców o wszystkie szczegóły związane z Mikołajem. 
I tak minęły lata wczesnego dzieciństwa, aż poszłam do szkoły i pewnego dnia moje starsze rodzeństwo w końcu wtajemniczyło mnie w historię ze św. Mikołajem. I co? I muszę przyznać, że była to najsmutniejsza prawda, jaką w dzieciństwie usłyszałam. Długo jednak miałam nadzieję, że moje rodzeństwo się myli. Rodzice pytani jak to jest z tym Mikołajem, udzielali wymijających odpowiedzi. I na jakiś czas osoba Św. Mikołaja przestała być dla mnie baśniową postacią. Tak wiec w szkole podstawowej mikołajki przestały być tak ekscytujące jak to miało miejsce wcześniej. Nadal jednak prezenty cieszyły, ponieważ moi kochani rodzice nigdy nie poszli na łatwiznę i bez względu na to ile liczyliśmy już sobie latek, co roku wymyślali nowe miejsca gdzie Mikołaj pozostawiał prezenty dla każdego z nas. Nieraz trzeba było nieźle się natrudzić, aby te prezenty znaleźć. A czym trudniej było nam je znaleźć, tym rodzice mieli większą frajdę. Z czasem, gdy już podrośliśmy, odwdzięczaliśmy się naszym rodzicom tym samym i oni również musieli się potrudzić zanim odnaleźli swoje mikołajowe upominki. I tak trwało ta zabawa przez lata aż całkiem dorośliśmy, a w naszej rodzinie pojawiło się nowe pokolenie, czyli zaczęło przybywać mi siostrzeńców i bratanic a moi rodzice stali się dziadkami. Mikołaj na nowo nabrał rumieńców, bo nie ma nic fajniejszego jak uszczęśliwianie dzieci.  Nie od dziś wiadomo, że obdarowywanie prezentami jest tak samo miłe (o ile nawet nie milsze) od bycia obdarowywanym. Na nowo trzeba było dwoić się i troić, wymyślając dzieciom  ciekawe historie gdzie i kiedy spotkało się Mikołaja i dlaczegóż to Mikołaj nie mógł osobiście dostarczyć im tych prezentów. I znów było dużo śmiechu.
W całej tej zabawie nigdy nie chodziło o to by były to jakieś bardzo wyszukane czy drogie prezenty. Liczył się sam fakt, że Mikołaj o nas nie zapomniał. Ale nawet wtedy, kiedy czasy były ciężkie i upominki były bardzo skromne mikołajki dla nikogo z nas nie były rozczarowaniem. Zawsze towarzyszyła im radość, wspólna zabawa i śmiech.

Dziś sama jestem mamą. I  nie wyobrażam sobie dzieciństwa mojego synka bez św. Mikołaja. Na razie Tymek jest jeszcze za mały by cokolwiek z tego rozumieć, ale mam nadzieję, że w przyszłości będzie miał tyle samo frajdy ze spotkań z Mikołajem, ile mieliśmy my. I że będzie wierzył w niego jak najdłużej.

Share this:

JOIN CONVERSATION

    Blogger Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz