Przedświąteczny kryzys


W tym roku na gwiazdkę chciałabym dostać święty spokój....
a w święta móc spać, spać i jeszcze raz spać.

Miało być tak: w domu wszystko dopięte na ostatni guzik, ciasta upieczone, mieszkanie wysprzątane, ja radosna i wypoczęta nucę sobie pod nosem kolędy. Artykuł na bloga już gotowy od tygodnia. Dekoracje świąteczne przygotowane. 
A jest tak: nic nie jest jeszcze gotowe!:( Pierniczki, za które zabierałam się od tygodnia, wczoraj wreszcie zostały upieczone, ale co z tego jak połowa z nich spaliła się, bo zajęłam się moim dzieckiem, które akurat przebudziło mi się i o pierniczkach zapomniałam. Lista pozostałych ciast, które miałam upiec na święta maleje z dnia na dzień. Nie dlatego, że wszystko idzie zgodnie z planem i ciasta czekają na skonsumowanie w spiżarni, tylko dlatego, że zdając sobie sprawę, że nie zdążę ich upiec wiec po kolei wykreślam je z listy rzeczy do zrobienia. Mówi się trudno, a zresztą cukiernie też muszą zarobić przed świętami. Ja potwornie niewyspana chodzę  po domu jak Zombie, bo mój synek ostatnio fatalnie śpij w nocy, to znaczy budzi się miedzy drugą a czwartą  i przez  2, 3 godziny nie śpij i chce, żeby się z nim bawić. Jeśli nie uda mu się nakłonić nas do zabawy wygłupami i śmiechem, to zaczyna potwornie wrzeszczeć. Nie ma siły, żeby to przeczekać. Trzeba wstać i się nim zająć. 

Lubię święta, na prawdę, ale nikt nie powiedział mi, że z małym dzieckiem będzie tak trudno je przygotować. Nasz synek jest teraz na etapie raczkowania, wszędzie już sobie dojdzie, wszystko go interesuje. Wszystko, tylko nie zabawki. Nie da się spuścić go z oka nawet na chwilę, bo zaraz coś wykombinuje. Poza tym ząbkuje i jest strasznie.
I jak w tym wszystkim znaleźć czas na przygotowanie się do świąt?  Niewyspanie jest zabójcze dla organizmu. Problemy z koncentracją, worki pod oczami, złe samopoczucie itd. No i chodzę ostatnio jak chmura gradowa...
Mam marzenie, banalne... ale raczej się nie spełni. Chciałabym się wyspać. Tak porostu żebym mogła przespać osiem godzin z rzędu.  
I jeszcze jedno. Kocham swoją rodzinę, ale w tym roku, wyjątkowo marzę żeby wysłać ich do dziadków, a sama móc całe święta przespać, leniuchować, czytać książki, oglądać świąteczne filmy w telewizji I NIC NIE MUSIEĆ ROBIĆ. Ale póki co, telewizja działa na mnie negatywnie. Od jakiegoś czasu praktycznie jej nie oglądam, ale ostatnio zabrałam się za prasowanie i przy okazji włączyłam sobie telewizor i o mały włos nie skończyło się to tragicznie, bo przed oczami ukazał mi się idylli styczny obraz szczęśliwej rodzinki, gdzie wszyscy radośni, uśmiechnięci przygotowują sie do świat. Dzieci  grzeczne, uśmiechnięte, rodzice wystrojeni, eleganccy, panie w nienagannym stroju i perfekcyjnym makijażu z uśmiechem na ustach witają pierwszych gości. W kuchni oczywiście wszystko przygotowane, pachnące. Bajka. No i jak tu nie rzucić w telewizor czymś ciężkim? Ja akurat miałam w ręku żelazko, w sam raz na tą okazję. Na szczęście (dla telewizora)   mam zapalenie mięśnia kciuka (i to u obu rąk), z trudem, więc trzymałam to żelazko w pozycji poziomej, nie było więc mowy bym mogła nim rzucić nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Teraz jak prasuję zamiast zerkać w telewizor i psuć sobie nerwy, włączam radio. Słuchanie kolęd i rozmów o świętach w radiu, działa na mnie o wiele bardziej uspokajająca i relaksująco niż idiotyczne obrazki w telewizji. 

PS. Zdjęcia przy tym wpisie  nie będzie. Z braku czasu, ale także dlatego, że podobnie jak w przypadku telewizji, mogłoby ono mieć bardzo negatywny przekaz.

Share this:

JOIN CONVERSATION

    Blogger Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz