Ostatnio byłam off-line, a to za sprawą wakacyjnego wyjazdu. Taki internetowy detoks dobrze mi zrobił, choć przyznam, że za sprawą swojej komórki trochę podglądałam, co dzieje się na waszych blogach:) I bardzo dobrze, bo dzięki temu dość szybko odkryłam - ku wielkiej mojej radości - że wygrałam candy u Justyny z bloga klimaty.piszki.pl. Justynko, bardzo się cieszę z tego powodu, a moja radość jest tym większa, że to moja pierwsza tego typu wygrana:) Czasami z pozoru niewielka rzecz, daje człowiekowi wiele radości.
***
A wracając do naszego wakacyjnego wyjazdu, to powiem Wam szczerze, że nie planowaliśmy go z dużym wyprzedzeniem. Właściwie w ogóle nie zanosiło się w tym roku na wyjazd. Jednak pomimo wielu naglących spraw, mimo szczytu sezonu budowlanego i związanego z tym nawału pracy postanowiliśmy wziąć sobie tydzień wolnego od naszego życia (czytaj: spraw, rachunków, telefonów), i w długi sierpniowy weekend wyjechaliśmy nad morze.
Jantar to niewielka miejscowość, gdzieś pomiędzy Gdańskiem a Krynicą Morską. Nasz wybór nie jest przypadkowy, bo byliśmy tam już przed kilkoma laty. Wtedy jednak niezamężni, wolni od rodzicielskich obowiązków, spędzaliśmy beztrosko czas dzieląc go między plażę a zwiedzanie, wieczory spędzając na romantycznych kolacjach.
Dziś, starsi o parę lat, ubożsi o kilka włosów na głowie, za to bogatsi o nowe doświadczenia życiowe i występujący w zupełnie nowych rolach, wyruszyliśmy, nie tylko po to by wypocząć, ale również po to, by na nowo odnaleźć w sobie tamtego trochę bardziej beztroskiego chłopaka, i tamtą trochę bardziej szaloną i spontaniczną dziewczynę sprzed lat.
Różnice między tym, co było, a tym, co jest widać było gołym okiem. Kiedyś po prostu braliśmy urlop, pakowaliśmy się i wyruszaliśmy w drogę. Teraz najpierw trzeba było dobrze wszystko rozplanować. Tak więc nasza spontaniczność kończy się z chwilą podjęcia decyzji o wakacjach:) Teraz trzeba dobrze zastanowić się nad godziną wyjazdu, tak by nasze dziecko w miarę dobrze zniosło podróż przez całą Polskę, trzeba znaleźć mu jak najwięcej rozrywek na czas podróży no i nastawić się na to, że nie będę sobie drzemać w czasie drogi, tylko dwoić się i troić, by zająć uwagę naszego dwulatka.
Miejsce do którego zmierzamy, bardzo nam się podoba. Hubertus to niewielki pensjonat położony nad jeziorkiem, z dobrą kuchnią, ładnym ogrodem i - co teraz dla nas najważniejsze - z placem zabaw dla dzieci. To tam każdego ranka po śniadaniu najchętniej spędza czas nasze dziecko, a ja spokojnie mogę wypić kawę na tarasie i nacieszyć oko pięknymi widokami.
Pogoda nam dopisuje, bo choć nie ma upałów, jest jednak słonecznie i idealnie udaje nam się podzielić czas pomiędzy zwiedzanie, a leniuchowanie na plaży. Zresztą tego czasu wcale nie mamy tak wiele, a aby wakacje były udane, trzeba zaspokoić potrzeby trzech osób... Leniuchowanie do południa odpada, ale ponieważ nasz synek nie jest rannym ptaszkiem i tak mamy szczęście, że nie musimy zrywać się z łóżka o szóstej rano. O romantycznych kolacjach też możemy tylko pomarzyć, ale w zamian za to mamy romantyczne zachody słońca na plaży.
W ciągu dnia trzeba mieć oczy dookoła głowy, by upilnować naszego rozkosznego bobaska. Gdy mąż chce popływać w morzu, dwoję się i troję, by zająć czymś uwagę dziecka. W zamian za to synek jest w miarę grzeczny w czasie naszych wypadów do Trójmiasta, co z kolei uszczęśliwia mnie. Chłonę atmosferę tego miejsca, które tak bardzo mi się podoba. Spaceruję urokliwymi uliczkami i podziwiam piękne kamieniczki.