Zabawa (?) w naśladowanie

Czasami niewinne z pozoru zdarzenie da nam dużo do myślenia. Tak było ostatnio, kiedy to moje dziecko uświadomiło mi, że uczy się świata poprzez obserwowanie i naśladowanie mnie.

 A oto całe zdarzenie:


Codziennie, kiedy jesteśmy już gotowi do wyjścia na zewnątrz, wracam, staję na progu kuchni, przechylam się do przodu, tak by widzieć kuchenkę i sprawdzam wzrokiem, czy wszystko na gazie wyłączyłam. Dopiero wtedy mogę spokojnie wyjść. Tak już mam i cóż ja na to poradzę? I ostatnio, kiedy byliśmy już  w drzwiach, gotowi do wyjścia, mój synek zaczął nagle wyrywać mi się z rąk, myślałam, że zapomniał coś zabrać ze sobą. Ale patrzę, on wraca na próg kuchni, staje i wychyla się do przodu ze wszystkich sił, próbując jednocześnie zachować równowagę. Rozgląda się po całej kuchni jakby czegoś szukał, po czym jakby nigdy nic wraca do mnie i ciągnie mnie za rękę, żebyśmy już szli. Stałam nie rozumiejąc jego zachowana. Aż w końcu uświadomiłam sobie, że on mnie po prostu NAŚLADUJE. Cała ta sytuacja była tak komiczna, że usiadłam ze śmiechu, to z kolei spodobało się mojemu synkowi i też zaczął się śmiać, uradowany, że udało mu się mnie rozbawić.
Ale tak naprawdę, to wydarzenie  dało mi dużo do myślenia.  Wszak uświadomiłam sobie, jak bardzo nasze pociechy nas obserwują i naśladują! I to na każdym kroku! Niby jest to oczywiste i wszyscy o tym wiemy. Ale na co dzień chyba jednak o tym zapominamy... Dzięki temu zajściu, po raz kolejny, zdałam sobie sprawę jaka to wielka odpowiedzialność wychowywać młodego człowieka, kształtować jego zachowanie, nawyki, ba, nawet światopogląd A poza tym, dotarło do mnie, jak wielką mamy - względem naszych dzieci - lekcję do odrobienia. To od nas zależy jak będą postrzegały świat i ludzi. Czy będą ufne i ciekawe świata, czy na przykład lękliwe i wycofane.  Oczywiście, kiedyś pójdą swoją drogą, sami będą decydować o sobie i sami dokonywać różnych  wyborów, które zapewne, nie zawsze będą nam się podobały. Wtedy niewiele już będziemy mogli na to poradzić, ale póki co, możemy wiele. I tak sobie  myślę (może naiwnie?) czym skorupka za młodu nasiąknie...


 Te zdjęcia były robione  pierwszego października.  Była wtedy przecudna, ciepła sobota, dziś, kiedy pogoda nas nie rozpieszcza, trudno uwierzyć, że zaledwie trzy tygodnie temu było tak ciepło.


Share this:

JOIN CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Rozbawiłaś mnie tą historią, Twój Maluszek jest bardzo rezolutny:) Najlepsze jest to, że od lat robię tak samo, sprawdzam kuchenkę przed każdym wyjściem. Ostrożności nigdy za wiele :) I tą ostrożnością zaraziłam też swoje dziecko. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, a już myślałam, że tylko ja tak mam:) ale jak piszesz, ostrożności nigdy za wiele:) A co do synka, to muszę przyznać, że ma coraz oryginalniejsze pomysły, choć nie ma jeszcze dwóch latek. Strach pomyśleć, co będzie później.

      Usuń
  2. I to ma swoje plusy i minusy:) Maluchy podchwytują WSZYSTKO. Kiedy to sobie uświadomiłam, to musiałam trochę rozważniej robić pewne rzeczy.
    Zdjęcia świetne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to prawda, od kiedy ja sobie to uświadomiłam, też staram się być bardziej rozważna, przynajmniej przy moim dziecku. Pozdrawiam

      Usuń